W ostatni poniedziałek lipca zeszłego roku stałem w piżamie w moim od dawien dawna pokoju wolskiego „apartamentowca” i podparty o parapet, siorbiąc poranną latte na bazie rozpuszczalnej, rozmyślałem, co dalej z życiem.
Za oknem letnie przedpołudniowe słońce prześwietlało panoramę Warszawy. Świetnie widać z dziewiątego piętra, jak zmieniła się przez dekady. Sąsiad z dołu (kierowca tirów, waga super ciężka, i on i tiry), jak to ma w zwyczaju, krzyczał na żonę. Że zupa niesłona, że kotlet przypalony, że skwarków nie ma.
Po soczystym i jakże dźwięcznym „a wypierdalaj stara kurwo!”, dochodzącym do mnie po rurach kaloryfera pod parapetem, nastała letnio-poranna cisza.
Cisza.
Zadzwonił telefon. Zagraniczny numer. Good Old Friend, mówi mi, że „jest praktyka w Luksemburgu, dobrze płatna, 3-4 miesiące, w zasadzie od zaraz”. Biorę.
Dobrze płacili, to odłożyłem. A potem to już wszystko samo się ułożyło.
https://archershots.net/
https://www.facebook.com/TheArcherShots/
https://dziennikilucznika.wordpress.com/
https://www.facebook.com/DziennikiLucznika/